1140 zł dla pakowacza na Dolnym Śląsku, 19761 dla dyrektora ds. produkcji w Wielkopolsce. To tylko pojedyncze przykłady danych, dotyczących wysokości płac w sektorze motoryzacyjnym w Polsce.
Wyniki badań potwierdzają wszelkie sygnały dotyczące rynku zatrudnienia. Pracowników brakuje, a szczególnie daje się we znaki niedobór fachowców z określonymi kwalifikacjami, zwłaszcza produkcyjnymi.
Dziennik przytacza opinię Ilony Ciężkowskiej z AG "Test", która dopiero wieszczy nam w Polsce prawdziwy boom na specjalistów. Przez najbliższe dwa, trzy lata, pracowników - z trudem bo z trudem, ale jednak będzie można znaleźć, a potem rynek zostanie opróżniony. Stąd ważne jest, aby firmy już dziś zaczęły myśleć perspektywicznie, otwierały się na ludzi młodych i starały się ich zatrzymywać jak najdłużej.
W wielu przedsiębiorstwach już się to robi, organizując szkolenia, aranżując systemy motywacyjne, tworząc klasy patronackie w szkołach czy zapraszając do odbywania praktyk i staży. Mimo, związkowych utyskiwań na przepaść pomiędzy polskimi a zachodnimi zarobkami, specjaliści i trudni do zastąpienia, doświadczeni pracownicy "z fachem w ręku" zwykle nie narzekają na uposażenia, tym bardziej, że firmy nie mając wyjścia, muszą ich ciągle ze sobą wiązać. Mniej powodów do satysfakcji - jak wskazują liczby i związkowy przekrój niezadowolonych - mogą mieć ludzie zatrudnieni np. wprost przy taśmie. Stamtąd też najczęściej pochodzą lamenty o dystans jaki dzieli ich w stosunku do płac "staro-unijnych".
Dziennik, przywołując wyniki badań AG "Test", wskazuje na zasadę, zgodnie z którą im większa firma, tym proporcjonalnie wyższych uposażeń mogą oczekiwać zatrudnieni. Podobna zależność dotyczy stażu pracy - im dłuższy, tym "dłuższy" pasek wynagrodzenia.
Badanie wykazało, że średnie podwyżki zrealizowane w ub. roku były najwyższe dla kadry kierowniczej (7,59 %). w tym, wg planów, najwięcej mają dostać pracownicy szeregowi (8,1%).
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Branża motoryzacyjna: wojna o talenty dopiero przed nami