Wartość zagranicznych inwestycji może w tym roku spaść nawet do 10 mld euro. Jeszcze w 2007 r. była niemal dwa razy wyższa.
Zdaniem Sebastiana Mikosza, dyrektora w polskim oddziale Deloitte, liczba chętnych do inwestowania może stopnieć nawet o połowę. Zarówno wśród firm nowych, jak i tych, które w Polsce już są. - Kryzys zmniejszy konsumpcję, więc fabryki w Polsce będą musiały ograniczyć eksport. Możliwe, że nawet o 30 - 40% r.r. - uważa Mikosz.
Na spadek popytu już zareagowały gliwickie zakłady Opla, zatrzymując w ubiegłym tygodniu linie produkcyjne do końca października. Podobne cięcia czekają branże AGD i RTV, gdzie jeden z działających w Polsce wytwórców ekranów LCD już szykuje się do przejścia z trzyzmianowego na dwuzmianowy system pracy. Na tym się jednak nie skończy, bo część firm będzie musiała zastosować jeszcze boleśniejsze środki. Działająca w Bielsku-Białej firma Cooper Standard Automotive przymierza się do zwolnienia kilkudziesięciu pracowników.
Zdaniem Ricka Lady, wiceprezesa Amerykańskiej Izby Handlowej w Polsce, sytuacja gospodarcza skłania przedsiębiorców do stosowania zasady "wait and see" - czekaj i przyglądaj się. Niektórzy mogą jednak chcieć wykorzystać kryzys. - Zachętą może się okazać osłabienie złotego. Dzięki niemu koszty pracy mogą spaść nawet o połowę - mówi Lada.
Niektórzy eksperci uważają, że inwestycyjna bessa może ominąć branże związane z optymalizacją produkcji. - W perspektywie średniookresowej do Polski mogą trafić inwestycje sektora finansowego z USA, który będzie szukał sposobów na cięcie kosztów - twierdzi Marcin Kaszuba z Ernst & Young.
Paweł Wojciechowski, prezes PAIiIZ, spodziewa się dalszego rozwoju sektora nowoczesnych usług. - Takie inwestycje są bardzo cenne dla polskiej gospodarki. Nawet jeśli nakłady inwestycyjne są niższe niż w przypadku sektora produkcyjnego - zaznacza Wojciechowski.