Polskiej branży samochodowej grozi zapaść. W przyszłym roku produkcja i sprzedaż nowych aut może obniżyć się nawet o połowę. Najwięksi gracze na polskim rynku motoryzacyjnym, którzy uczestniczyli w debacie "WSJ Polska", nie mają wątpliwości: setki firm i miejsca pracy dziesiątków tysięcy osób może uratować jedynie rząd.
Na szybką pomoc państwa nie ma jednak co liczyć. - Rynek nie zmierza w stronę tak pesymistycznych scenariuszy - mówiła Grażyna Henclewska, wiceminister gospodarki. Wg niej, natychmiastowa pomoc nie wchodzi w rachubę. Tymczasem przedstawiciele branży motoryzacyjnej uważają, że sytuacja jest tak zła, że akcja ratunkowa powinna być błyskawiczna: pakiet pomocowy należałoby przygotować najdłużej w ciągu dwóch tygodni.
- Na początku II kwartału, gdy rynek europejski nasyci się egzemplarzami z 2009 r., nasza produkcja może zmniejszyć się nawet o połowę - powiedział Janusz Woźniak, wiceprezes FSO Żerań. Jeżeli tak się stanie, pracę straci 600 pracowników tymczasowych i tyle samo zatrudnionych na stałe. Gdyby sytuacja się nie poprawiła, w drugiej połowie roku firmę czekają kolejne cięcia.
Przedstawiciele branży nie szczędzili gorzkich słów rządowi, który zwiększył akcyzę na auta z silnikami o pojemności powyżej 2 litrów. Z tego powodu problemy ma już fabryka silników Toyoty w Jelczu-Laskowicach. Znaczna ich część jest montowana w samochodach, które są sprzedawane w Polsce. - Po zwiększeniu akcyzy będziemy zamawiać auta z mniejszymi silnikami produkowanymi w Anglii" - mówi Witold Nowicki, dyrektor generalny Toyota Motor Poland, dodając - Nie wiem, jak długo jeszcze wytrzyma fabryka w Jelczu-Laskowicach.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Moto-branża bliska krachu?