W Polsce nastała moda na quady. Dzięki niskiemu kursowi dolara, używanego czterokołowca (osiągającego prędkość nawet do 100 km/h) można kupić już za 5 tys. zł. Nikt nie sprawdza ich stanu technicznego, choć często nie mają hamulców, szwankują im układy kierownicze. Czy można temu zaradzić? - pyta "Dziennik Zachodni".
Poseł PO i założyciel Jurajskiej Grupy GOPR, Piotr van der Coghen, od dawna walczy z quadami, które rozjeżdżają turystyczne rejony. Miesiąc temu złożył w tej sprawie interpelacje do ministerstw: spraw wewnętrznych, turystyki i sportu oraz infrastruktury. Chce nie tylko wprowadzenia obowiązku rejestracji wszystkich quadów, ale domaga się też tworzenia miejsc np. w starych żwirowniach, gdzie quady mogłyby jeździć, a gminy na nich zarobić. Chce też by w każdej komendzie był samochód terenowy i dwa quady. - Osobówką policjanci quada nie dogonią. Dlatego piraci czują się bezkarni - podkreśla van der Coghen. - Rozpędzone quady wpadają na zaskoczonych turystów, niszczą lasy i pola uprawne. Ryją ziemię, wyrywając ściółkę i z darnią. Dymią, hałasują i wzniecają tumany kurzu. Bywa, że kierowcy są pijani. Mieszkańcy nawiedzanych przez nich rejonów są wściekli - mówi van der Coghen dla "DZ".
Niemal każdego dnia słyszymy także o wypadkach, często z ofiarami śmiertelnymi, spowodowanych przez kierowców quadów. Kilka dni temu w Zabrzu nieumiejętnie prowadzony pojazd wywrócił się na pijanego kierowcę. Nie minęła godzina, gdy w tym samym mieście dwaj chłopcy wjechali quadem w zaparkowany samochód. Podobnie jest w innych częściach kraju. 24 lipca w Sarbinowie Niemka uderzyła quadem w stolik w barze. Matka i trójka dzieci poparzeni wrzącym olejem z przewróconej maszyny do pieczenia pączków trafili do szpitala. W Lubuskiem na początku sierpnia zginął trzylatek. Spadł z quadu kierowanego przez 11-letniego brata. W tym samym czasie cudem uniknął śmierci ośmiolatek jeżdżący quadem ulicami Chojnowa. Wpadł wprost pod auto.
Policja rozkłada bezradnie ręce. Funkcjonariusze kontrolują quady poruszające się po drogach publicznych, czyli tam, gdzie obowiązuje kodeks drogowy. - Takie pojazdy muszą być zarejestrowane, mieć ważne badania techniczne i polisę, a kierowca musi mieć prawo jazdy - wyjaśnia Włodzimierz Mogiła ze Śląskiej Komendy Policji.
Jednak nawet z tymi zarejestrowanymi czterokołowcami od dawna jest problem. Brak precyzyjnych przepisów powodował, że te nieliczne, które właściciele zgłosili w urzędach (ok. 20% wg. KGP), funkcjonują jako: małe auta, motocykle, a nawet ciągniki rolnicze. Wszystko dlatego, że quada nie ma w polskim prawie, pisze "DZ".
- Teraz nie wiadomo, jakie prawo jazdy ma mieć kierowca quada, ani czy powinien być w kasku - podkreśla Roman Bańczyk, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Katowicach. - To niedopuszczalne - dodaje. Jego zdaniem w przypadku quadów powinny być wprowadzone ograniczenia wiekowe. Obecnie po drogach niepublicznych mogą nimi kierować nawet małe dzieci. Policjanci widzą problem szerzej. - Można zaostrzyć przepisy, wprowadzić szkolenia, ale na wariatów sposobu nie ma - mówi dla "Dziennika Zachodniego" podinsp. Mariusz Wasiak z Komendy Głównej Policji.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Quady a sprawa polska