W najbliższym czasie Bruksela przedstawi projekt nowego prawa ograniczającego emisję dwutlenku węgla przez samochody. Lobbingowa batalia wkroczy w decydującą fazę - pisze Gazeta Wyborcza.
Nowe przepisy mają ograniczyć emisję CO2 przez samochody, by w ten sposób przyczynić się do ogólnej redukcji emisji tego gazu do atmosfery. W Europie samochody osobowe odpowiadają za 12 proc. emitowanego do atmosfery dwutlenku węgla. Bruksela chce, by od 2012 r. nowe auta emitowały średnio 130 g na kilometr.
Lobbingowe manewry toczą się o to, w jaki sposób liczyć uśrednione wartości. I jak duże ustępstwa powinno się zrobić dla samochodów dużych, które emitują więcej CO2. Lobbyści spierają się też o kary, jakie w przyszłości będą nakładane na tych producentów samochodowych, którzy produkują modele zbyt paliwożerne.
Zdaniem gazety spór jest tak silny, że europejski przemysł motoryzacyjny (750 mld euro rocznych obrotów) rozpękł się niemal na pół. - Po jednej stronie stanęły koncerny francuskie i włoskie, po drugiej niemieckie - tłumaczy Jorge Chatzimarkakis, niemiecki eurodeputowany zaangażowany w dyskusję o rozporządzeniu.
Włosi i Francuzi chcą, żeby wyjątków było jak najmniej - duże, ciężkie samochody miałyby tylko nieznacznie przekraczać limit 130 g/km. Większe odstępstwa od limitu byłyby karane grzywną - kilkadziesiąt euro za każdy gram CO2 ponad limit.
BMW i Daimler proponują za to, żeby większy ciężar samochodu automatycznie uprawniał do sporo większej emisji CO2. Niemcy jak ognia boją się "sztywnego" limitu 130 g/km, bo koszty dostosowania do niego półtoratonowego auta to co najmniej 1-4 tys. euro.
GW informuje, że w spór zaangażowały się rządy w Paryżu i Berlinie, a treść rozporządzenia skłóciła dwóch znanych unijnych komisarzy - Greka Stavrosa Dimasa odpowiedzialnego za ochronę środowiska i Niemca Güntera Verheugena nadzorującego przemysł.
- Będzie kompromis. Jeżeli Niemcy proponowali odchylenie 30-40 proc., a Francuzi 90 proc., to Komisja zaproponuje 60 proc. I grzywnę w wysokości 30-90 euro za każdy nadmierny gram - mówi niemiecki eurodeputowany, cytowany przez dziennik.
Gazeta przypomina również, że lwia część polskiej produkcji trafia na rynek Unii. Przedstawiciele polskich firm motoryzacyjnych wolą jednak na razie nie mówić o potencjalnych konsekwencjach nowych przepisów. - Za wcześnie na takie wnioski, bo jeszcze nie znamy ostatecznego tekstu rozporządzenia - mówi Wojciech Osoś z GM Polska.
Firmy są bardzo ostrożne w ujawnianiu swoich oczekiwań. - Nie jestem upoważniony, żeby się wypowiadać o polityce koncernu - zasłania się Bogusław Cieślar, rzecznik Fiat Auto Poland.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Test zderzeniowy dla koncernów samochodowych