Niezależni eksperci ostatecznie uwolnili koncern Toyota od zarzutów samoczynnego przyspieszania aut. To stawia pod znakiem zapytania całą nagonkę medialną, jaką prasa i telewizja rozpętały w 2010 roku w USA, a później także w Europie. Jej celem była próba podważenia jakości samochodów Toyoty. Dziś wiadomo, iż nie było ku temu podstaw. Dlaczego jednak Toyota tak długo milczała?
Gdy na początku 2010 roku media amerykańskie, a za nimi i europejskie, snuły rozważania nt. domniemanego zagrożenia ze strony nieprawidłowej pracy pedału gazu, Toyota długo milczała. Wynikało to z faktu odmiennej kultury biznesowej. Zewnętrzna defensywność medialna skrywała gorączkowe prace wewnątrz koncernu, czytamy na stronach internetowych firmy, gdzie jasno napisano: "Uderzono w podstawę ideologii działania marki - jakość i niezawodność aut". Wewnętrzne grupy eksperckie rozpoczęły analizy procesów produkcyjnych, sprawdzano kooperantów, przyglądano się systemowi odbierania wszelkich informacji od użytkowników. Postawiono na rewolucję w procesach. Ale rewolucję cichą, bez fanfar i napinania muskułów. Za to z żelazną konsekwencją dążenia do finalnego rozwiązania. Na poszczególnych kontynentach powoływano zespoły nadzorujące ten aspekt funkcjonowania firmy w ramach „Globalnego Komitetu do Spraw Jakości”. Przesunięto nawet premiery nowych modeli, poświęcając więcej czasu na kontrolę jakości ich przyszłej produkcji…
Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Toyota: nie ma (i nie było?) wadliwych pedałów "gazu"