Bankrutują Jelczańskie Zakłady Samochodowe. Waży się sprawa upadłości firmy.
Fabryka cały czas działa. W ub. roku wyprodukowała ponad 150 autobusów. To typowy popeerelowski moloch z gigantycznymi, niewykorzystanymi halami produkcyjnymi, pustymi biurowcami i nieliczną załogą.
Jelcz ma 100 mln zł długów, które z roku na rok rosną. Fabryka kiedyś była potęgą. Produkowała ciężarówki i autobusy - słynne ogórki, później berliety. W fabryce pracowało 10 tys. ludzi.
W 1995 r. 51% udziałów w Jelczu kupił Sobiesław Zasada. Zakładem był też zainteresowany MAN i Volvo. Wg Janiny Białowąs z Solidarności, to nie była udana prywatyzacja. Według inspektorów NIK, nabywca nie wywiązał się ze zobowiązań prywatyzacyjnych, a na montażu np. mercedesów vito firma wyszła "jak Zabłocki na mydle". Sprawa trafiła nawet do prokuratury, ale ta w ubiegłym roku umorzyła postępowanie. Sam prezes Jelcza twierdzi, że fabryka może przetrwać.
Firma musi się tylko pozbyć niepotrzebnego majątku, 90 ha terenów, zbędnych hal produkcyjnych i gigantycznego długu.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Upadek Jelcza