Miało być nawet 2,5 mld zł zwrotu motoakcyzy, a jest tylko 80 mln zł. Tylko tyle domagają się podatnicy, którzy zapłacili akcyzę od aut z importu.
Ministerstwo Finansów (MF) szacowało ostrożnie, że na tej fali roszczeń budżet państwa może stracić 580 mln zł. Niektóre szacunki wskazywały nawet o 2,5 mld zł.
Resort finansów zagroził, że podejrzane przypadki będą weryfikowane, a osoby, które zaniżyły akcyzę, będą musiały dopłacać. To był kubeł zimnej wody - czytamy w "PB".
Groźba osiągnęła skutek. Tajemnicą poliszynela jest bowiem, że spora część osób sprowadzających samochody podawała zaniżone ceny aut w celu zminimalizowania akcyzy (jej wysokość była zależna od wieku i wartości pojazdu).
Według MF, średnia cena importowanego pojazdu wyniosła 1,5 tys. zł, a średnia wysokość akcyzy 855 zł. Resort wyliczył, że średnia akcyza za pojazd z 1991 r. powinna wynosić około 2,7 tys. zł, a tymczasem nabywcy płacili 145 zł - wylicza dziennik.
Z informacji, jakie dziennik uzyskał ze wszystkich izb celnych, podatnicy domagają się łącznie tylko 80 mln zł, czyli ponad 7 razy mniej, niż się spodziewał fiskus. Mało tego - urzędy celne nie oddają pieniędzy, bo od pięciu miesięcy MF nie może skończyć prac nad ustawą, która miała określić zasady zwrotu motoakcyzy. Wyrok ETS nie pomógł więc polskim podatnikom.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Zwrot akcyzy od aut nie straszny