Prezesi amerykańskich koncernów samochodowych przesiedli się z odrzutowców do ekologicznych aut. Pojechali nimi do Waszyngtonu prosić polityków o 34 mld USD ratunkowej pomocy przed bankructwem.
W prawie 850-kilometrową trasę z Detroit prezes Forda Alan Mulally ruszył za kierownicą terenowego escape o napędzie elektryczno-spalinowym, który na autostradzie spala ok. 6 litrów benzyny na 100 km. Szef GM Rick Wagoner pojechał elektryczno-spalinowym chevroletem malibu (7 l/100 km), a prezes Chryslera Robert Nardelli - elektryczno-spalinowym dodge'em durango (ok. 10l/100 km).
W ten symboliczny sposób prezesi koncernów chcieli pokazać, że wyciągnęli nauczkę z zakończonej fiaskiem pierwszej próby wytargowania pieniędzy podatników.
Koncerny chcą 34 mld USD pomocy. I twierdzą, że bez tych pieniędzy za kilka tygodni zaczną się bankructwa. Pierwszy plajtę może ogłosić Chrysler, który prosi o 7 mld USD. GM prosi o 18 mld USD, a Ford zabiega o 9 mld USD pomocy - czytamy w "Gazecie Wyborczej".