Urzędnik bez mrugnięcia okiem rejestruje skradziony samochód, a zakład ubezpieczeniowy wystawia na niego polisę. Jeśli nie sprawdzisz, czy kupowane auto nie pochodzi z kradzieży, stracisz pieniądze - przestrzega "Metro".
"Skoro na rejestrację wydziały komunikacji mają miesiąc, to powinny ten czas wykorzystać do sprawdzenia, czy auto nie jest kradzione" - sugeruje Dorota Nowak z komendy policji w Pruszkowie. Sprawy nie chciał w poniedziałek komentować pruszkowski wydział komunikacji.
"Zakład ubezpieczeń też tego nie sprawdza. Wystawia polisę i bierze pieniądze" - mówi Krystyna Krawczyk z Biura Rzecznika Ubezpieczonych. "A gdy okazuje się, że auto jest kradzione, umowa przestaje obowiązywać" - podkreśla.
"Metro" radzi: najprostszym sposobem uniknięcia takich perypetii jest wizyta w najbliższej jednostce policji, która sprawdzi auto w systemie Schengen. Niektórzy korzystają też z usług prywatnych firm, które za około 200 zł sprawdzają, czy pojazd nie był kradziony.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Auto kupione i kradzione