Doświadczenia ostatnich miesięcy wskazują, że z jednej strony globalizacja, nie oznacza powszechnego wzrostu ekonomicznego, lecz także międzynarodowy kryzys i spore kłopoty, mające źródło daleko od granic Polski. Z drugiej stało się jasne, że tzw. outsourcing nie jest niczym innym jak metodą przerzucania ryzyka gospodarczego na barki pracowników. Przed tym ostatnim od dłuższego czasu przestrzegały solidarnie europejskie związki zawodowe, czytamy w rozważaniach związkowców "Solidarności" gliwickiego Opla (General Motors Manufacturing Poland - GMMP).
Outsourcing, czyli podzlecanie prac zewnętrznym kontrahentom, przynosi firmom spore zyski, tak w okresie koniunktury jak i w czasie kryzysu. Gdy chwieje się sytuacja rynkowa można niemal z dnia na dzień wypowiedzieć umowy, lub nie przedłużać kontraktów pozbywając się części pracowników. Zgodnie z prawem nie są oni załogą firmy zlecającej, co pozwala traktować ich jako dodatek do maszyn czy też linii montażowej, pisze "S". W ten sposób GMMP potraktował zatrudnionych w firmach zewnętrznych, biorąc przykład ze Skody, która w Mlada Boleslav w ciągu kilku dni zwolniła 2,5 tys. pracowników outsourcingowych. Takie praktyki w dramatycznej sytuacji stawiają firmy zewnętrzne i ich załogi. Utrata znaczącej części dochodów sprawia, że zaczynają one masowo zwalniać pracowników. Poprawiają sobie przy tym samopoczucie zaklęciem, że to nie ich wina, bo gdyby mieli kontrakt, to żadnych zwolnień by nie było, czytamy na stronach zakładowej "S" w gliwickim Oplu. Tyle tylko, że gdyby wszyscy mieli zamówienia, to nieznane byłoby pojęcie kryzysu.
Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Dobrodziejstwo/przekleństwo outsourcingu w moto-branży (i nie tylko)