Sprzedaż i zyski zmaleją. Firma zamraża więc pensje kierownictwa, tnie budżet marketingowy oraz wyjazdy zagraniczne.
- Mamy sprecyzowane plany do połowy roku. Chcemy sprzedać około 15 tys. samochodów osobowych i dostawczych, czyli o około tysiąc mniej niż w pierwszej połowie 2008 r. Rynek jest rozchwiany, a niewiadomych tak dużo, że trudno prognozować, co będzie dalej. Na pewno bardzo trudne dla dilerów będzie lato - mówi w dzienniku Adam Kołodziejczyk, prezes Ford Polska.
Jedną z wielkich niewiadomych jest kurs złotego. Osłabienie polskiej waluty już zmusiło importerów do podniesienia cen, ale według prezesa, tylko kosmetycznego. - Gdyby wszyscy w pełni uwzględnili zmianę kursu, to rynek nowych aut w Polsce by się załamał. W kryzysie jesteśmy zmuszeni ograniczać zarobki do minimum, a czas wykorzystać na zwiększanie udziałów w rynku - tłumaczy szef polskiego Forda.
Walka o klienta będzie odbywała się w niekorzystnych warunkach. Adam Kołodziejczyk przyznaje, że zmalał - z 65 do 50 proc. - udział klientów flotowych w sprzedaży. A właśnie oni zawsze byli dla producentów i importerów podstawą planowanej sprzedaży.
Ford szykuje się na gorsze czasy. Co prawda zwolnień obecnie nie ma w planach, ale będzie ciął koszty. - Do minimum ograniczamy wyjazdy zagraniczne, okrojone zostaną też (o około 20 proc.) wydatki marketingowe. Na pewno nie będzie podwyżek pensji dla wyższego kierownictwa. Decyzje w sprawie pozostałych pracowników nie zostały jeszcze podjęte - ujawnia na łamach "PB" prezes Ford Polska.
Firma rozpoczęła też starania o ochronę sieci dilerskiej przed bankructwem. Chodzi o to, że dilerzy kupują samochody od importera, a zakup zwykle finansują banki. Skoro klientów w salonach mniej, zakupy są dla dilerów wyjątkowo kosztowną i ryzykowną inwestycją. Dlatego szef Forda obiecuje, że na słabszym rynku nie będzie zmuszał dilerów do kupowania zbyt dużej liczby aut. Ale bezpośredniej kroplówki finansowej nie przewiduje.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Ford Polska broni się przed kryzysem