Elektryczna Toyota Mirai, czerpiąca energię z zasilanych wodorem ogniw paliwowych przejechała przez całą Europę. Wymagało to jednak skrupulatnego dobrania trasy, a ściślej mówiąc miejsc postoju, bo punktów tankowania jest wciąż bardzo niewiele.
Dziesięć punktów w Danii, 6 w Wielkiej Brytanii, 8 w Norwegii i 20 w Niemczech to stacje publiczne. Do tego można by dodać jeszcze prywatne stacje i wewnętrzne punkty tankowania firm transportowych, wykorzystujących autobusy z ogniwami paliwowymi. Na razie rozwijająca się sieć tankowania wodoru ma do końca dekady liczyć 200 stacji … w całej Europie. Poważne plany rozwoju takiej sieci mają Niemcy, gdzie w 2023 roku ma już być 400 stacji. Na razie jednak trzeba bardzo szczegółowo planować dłuższe wyprawy.
Przejazd nad Gardę wymagał więc skrupulatnego wyznaczenia trasy wzdłuż linii stacji tankowania wodoru. Krogsgaard mówi, że w zasadzie pojechał trasą, którą wybrałby jadąc tradycyjnym, spalinowym samochodem. Jedynym „objazdem” było konieczność zboczenia z trasy w Niemczech, by zatankować w Wuppertalu. Duńczyk pokonał w sumie 3500 km i tankował 11 razy. Zatankowanie zabiera mniej niż 5 minut. W ciągu całej podróży Krogsgard zużył 40 kg gazu.
Jacob Krogsgaard jest przez Toyotę określany mianem ewangelisty wodorowego napędu – był pierwszym nabywcą modelu Mirai w Danii i jest wielkim orędownikiem tego samochodu. Tym razem jednak pomysłodawcą podróży była jego żona Rikke, która zaproponowała, by zamiast lecieć do Włoch pojechać tam wodorową Toyotą, co znacznie zmniejszy emisję dwutlenku węgla, powodowaną przez działania rodziny. W drodze do Włoch i z powrotem emisja CO2 wyniosła 0 gramów.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Na wodorze można objechać Europę, ale ostrożnie