Niemieccy kierowcy kupują coraz więcej aut, bo państwo premiuje kupno nowych samochodów. Napędza to produkcję w Polskich fabrykach.
W euforię zakupów wprowadził kierowców rząd Niemiec, który w styczniu postanowił dawać do 2,5 tys. euro premii nabywcom nowych aut, którzy oddadzą na złom pojazd mający ponad dziewięć lat. Na premie Berlin przeznaczył 1,5 mld euro, szacując, że starczy to dla 600 tys. kierowców. Ale do końca marca po premie zgłosiło się już ponad 1 mln kierowców i rząd Niemiec ma dołożyć na nie co najmniej 1 mld euro - czytamy w "GW".
Na szaleństwie zakupów w Niemczech korzysta także część fabryk motoryzacyjnych w Polsce. - Na początku roku wydłużaliśmy przerwę świąteczną, bo nie mieliśmy pewności co do zamówień z powodu kryzysu. Ale teraz pracujemy na trzy zmiany, a nawet w godzinach nadliczbowych - mówi "Gazecie" Bogusław Cieślar, rzecznik Fiat Auto Poland.
Z przymusowymi przestojami pożegnali się też w zakładach Volkswagen Poznań. - Pracujemy na trzy zmiany i mamy pełny portfel zamówień na trzy, cztery tygodnie - mówi w dzienniku Piotr Danielewicz, rzecznik VW Poznań. Ale w tej beczce miodu jest łyżka dziegciu. - Obecnie ponad 90 proc. naszej produkcji to osobowa wersja samochodu Caddy, a dotąd było to ok. 30 proc. A to znaczy, że jest bardzo mało zamówień od firm na samochody dostawcze - tłumaczy Danielewicz.
To także efekt systemu niemieckich premii, z których mogą korzystać tylko prywatne osoby. W ten sposób budżet Niemiec nie traci na premiach. Bo dzięki większej sprzedaży nowych samochodów rosną dochody fiskusa z podatku VAT.
Premie pozwalają najbardziej obniżyć cenę małych i tanich aut. Ich sprzedaż rośnie najszybciej. Dlatego ręce z zadowolenia mogą zacierać nie tylko w polskich zakładach Fiata i VW, ale także w fabryce Toyoty w Wałbrzychu produkującej silniki małolitrażowe i skrzynie biegów do modeli Aygo i Yaris. - Jest bardzo dużo zamówień na te samochody i produkujemy do nich silniki i skrzynie biegów na trzy zmiany - cieszy się w "GW" Grzegorz Górski z wałbrzyskiej fabryki.
W gorszej sytuacji jest zakład Toyoty w Jelczu-Laskowicach produkujący większej pojemności silniki Diesla m.in. do auta klasy średniej Avensis. Już pod koniec zeszłego roku zawieszono tam pracę na dwie zmiany. Na premiach dla kierowców w Europie Zachodniej nie skorzystały też zakłady Opla w Gliwicach produkujące głównie minivana Zafira - samochód droższy i kupowany często przez firmy.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Niemieccy kierowcy napędzają produkcję polskich fabryk