Dymisja prezesa General Motors, połączenie się Chryslera z Fiatem i jeszcze większe cięcia kosztów produkcji to warunki dalszej pomocy rządu dla koncernów samochodowych przedstawione przez prezydenta USA Baracka Obamę.
To ostatnie oznacza, że GM będzie musiał wynegocjować jeszcze większe ustępstwa związków zawodowych w zakresie pakietu socjalnego. Głównym obciążeniem dla GM i Chryslera są ogromne koszty świadczeń, w tym także dla byłych pracowników i ich rodzin, co stawia je na przegranej pozycji w konkurencji z zagranicznymi producentami aut posiadającymi swe fabryki w USA, takimi jak Toyota, Honda czy BMW.
Chrysler - oświadczył Obama - ma 30 dni na porozumienie z włoskim Fiatem w sprawie fuzji. Jeżeli oba koncerny się dogadają, Chrysler może otrzymać z budżetu kolejną pożyczkę w wysokości 6 mld USD. W przeciwnym wypadku dopuszcza się upadek firmy. Administracja Obamy nie zażądała jednak dymisji dyrektora naczelnego Chryslera Roberta Nardellego, który kieruje przedsiębiorstwem stosunkowo krótko, od 2007 r.
Trzeci koncern z "wielkiej trójki" z Detroit, Ford Motor Co., jest w lepszej sytuacji niż pozostałe dwa i nie zwraca się o pomoc do rządu.
Obama powiedział też, że rząd może ostatecznie zmusić GM i Chryslera do ogłoszenia upadłości i zwrócenia się o ochronę przed wierzycielami. Pozwoliłoby to obu firmom na pozbycie się wielu kłopotliwych długów i zobowiązań kontraktowych. GM i Chrysler sprzeciwiają się takiemu rozwiązaniu, twierdząc, że "nikt nie kupi samochodów od firm, które bankrutują". Dlatego - oznajmił Obama - fabryczne gwarancje na zakupione auta będą w razie czego gwarantowane przez rząd.
Prezydent ogłosił poza tym zachęty podatkowe dla nabywców samochodów. Kto kupi auto w tym roku, będzie mógł odpisać sobie jego koszty od podstawy rozliczenia podatków. - Może to oszczędzić każdej rodzinie setki dolarów i prowadzić do sprzedaży nowych samochodów łącznej wartości setek tysięcy dolarów, powiedział Obama. Oświadczył też, że rozumie frustrację tysięcy zwalnianych pracowników koncernów, jak również podatników, na których koszt ratuje się te firmy przed bankructwem. Podkreślił, że kryzys w przemyśle motoryzacyjnym jest zawiniony nie przez załogi GM czy Chryslera, lecz przez ich dyrekcje, a także "kierownictwo w Waszyngtonie".
W pierwszych komentarzach podkreśla się, że akcja rządu w sprawie dalszego losu producentów samochodów jest przejawem bezprecedensowej ingerencji państwa w sektor prywatny. Niektórzy ironicznie nazywają teraz GM: Government Motors (zamiast General Motors).
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Obama stawia twarde warunki moto-koncernom