Od tygodnia strajkują tysiące robotników rumuńskich zakładów samochodowych Dacia kontrolowanych przez francuskie Renault. Rumuńscy robotnicy chcą 150 euro podwyżki na miesiąc, Renault oferuje 45 euro.
- W 1990 r. Dacia produkowała 100 tys. aut rocznie i miała 28 tys. robotników. Teraz 12 tys. robotników produkuje 200 tys. aut rocznie. Produkcja rośnie, pracujecie coraz lepiej i coraz bardziej wydajnie, a w waszych portfelach nic się nie zmienia - wspierał robotników Dacii szef Narodowego Bloku Związków Zawodowych Dumitru Costin.
Protest wsparli też związkowcy Renault z Francji. - We Francji i w Rumunii walczymy z tym samym właścicielem i wygramy - podgrzewał robotników Dacii Antonio de Almeida, lider związkowców Renault.
Dacia uważa, że strajk jest nielegalny, bo uczestniczy w nim 49% załogi. Związkowcy Dacii twierdzą, że do strajku przystąpiło prawie 80% zatrudnionych. Oceną legalności strajku zajmie się sąd 2 kwietnia, kiedy w stolicy Rumunii zacznie się szczyt państw NATO.
Strajk w Dacii z uwagą obserwują zachodnie koncerny motoryzacyjne, które coraz chętniej inwestują w produkcję aut w Rumunii. Miejsca na fabrykę aut w Rumunii szuka już producent mercedesów, niemiecki koncern Daimler, a przymierza się do tego japoński Mitsubishi Motors.
Tuż przed protestami w Dacii Ford sfinalizował przejęcie dawnej fabryki aut Daewoo w Rumunii. Amerykański koncern zamierza produkować w Rumunii całkowicie nowy model taniego auta - do 300 tys. sztuk rocznie. Ford już został uprzedzony o możliwych roszczeniach przyszłych rumuńskich pracowników, bo związkowcy z byłej fabryki Daewoo demonstrowali na wiecu poparcia dla Dacii.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Strajk sparaliżował Dacia-Renault