Koszty pokonywania kolejnych barier emisji w motoryzacji staje się zbyt kosztowne. - Zamiast bez końca śrubować normy dla motoryzacji, lepiej byłoby za pieniądze, jakie pochłaniają innowacje w samochodach, zająć się problemem niskiej emisji - powiedział Janusz Kobus, wiceprezes zarządu Pilkington Automotive Poland i wiceprezes Polskiej Izby Motoryzacji podczas sesji „Motoryzacja. Rynek, technologie, zaufanie”.
- Patrzę na to trochę z przerażeniem, bo Komisja Europejska ma zbawcze podejście do świata i limity, które chce przemysłowi narzucić, są dość agresywne - mówi Janusz Kobus i dodaje, że limit wyznaczony do 2020 roku jest agresywny, ale wydaje się osiągalny dla przemysłu. Tymczasem komisja chce dalej zaostrzać normy.
- Udział Europy w globalnej sprzedaży samochodów wynosi 21 proc., a europejski konsument i podatnik bierze na siebie ciężar zbawiania całego świata. Inne regiony, może z wyjątkiem Japonii, są 10 lat w tyle pod tym względem. Czekają co Europa wymyśli, a potem to kopiują. Miejmy więc tą świadomość, że im wyższe będą limity, tym więcej europejscy podatnicy zapłacą za nowe rozwiązania, a inne regiony skopiują potem gotowe rozwiązania – powiedział Janusz Kobus.
Jego zdaniem lepiej by było dla nas, żeby za te pieniądze Europa skupiła się np. na ograniczeniu niskiej emisji. Można by za nie, np. tu na Śląsku, kupić nowe piece, subsydiować paliwa typu ekogroszek. Tymczasem Komisja Europejska wciąż stara się wycisnąć więcej z przemysłu motoryzacyjnego, który w zasadzie dochodzi już do technologicznych granic efektywności tradycyjnych silników, koszty potrzebne na pokonanie kolejnych granic obniżania emisji są tak duże, że z ekonomicznego punktu widzenia nie ma to już sensu.
Podobne opinie prezentował podczas tej samej sesji Andrzej Korpak, dyrektor generalny General Motors Manufacturing Poland. Czytaj więcej: Przejście na napęd elektryczny będzie długą drogą
Zdaniem Janusza Kobusa można sobie oczywiście wyobrazić, że porzucamy silniki spalinowe i koncentrujemy się na elektrycznych.
- Pamiętajmy jednak, że w tym wypadku także nie wyzbywamy się emisji, tylko przesuwamy ją w inne miejsce – zamiast bezpośrednio przy samochodzie, powstaje w miejscu wytwarzania energii elektrycznej, której potrzeba więcej – mówi Janusz Kobus.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Wiceprezes Pilkington Automotive Poland: dalsze ograniczanie emisji traci ekonomiczny sens